piątek, 26 października 2012

Relacja Maćka

Jak zaraz przeczytacie, najłatwiejszy z rejsów Diamenta* to nie jest... Na szczęście Biskaje za rufą i pogoda nie powinna już raczej tak bardzo dokuczać. Oto co otrzymaliśmy dziś od Maćka:


"2012-10-14
Jesteśmy na Guernsey (to koło Jersey), gdzie zacumowliśmy ok 10:30.
Z Cherbourga wyszliśmy ok. 19-tej, początek był rewelacyjny: na prądzie szliśmy 10-11 węzłów, przy słabym wietrze. Potem i on ustał, prąd więc nas niósł nie całkiem tam gdzie chcielismy. Ruszył silnik, było lepiej. I jesteśmy. Genuę naprawili w żaglowni w Ch, prawie 300 Eu, ale cały lik przedni nowy. Raksy wiązaliśmy sami, pod pokładem (a żagiel duży!), bo jak to w Cherbourgu, deszcz padał co chwilę, zamieniając się ze słońcem.
Sprostowanie do poprzedniej wiadomości: raksy przywiązane w Świnoujściu m. in. przeze mnie oraz Marka (kolegę Witka) i NN (kolegę kolegi Witka) NIE PUŚCIŁY ("wcześniej wyrywało raksę po raksie"), one zostały odcięte (by szybciej zrzucić genuę?). (...) Z naprawy grota (mamy to zrobić sami) Kierownictwo rejsu na razie zrezygnowało: płyniemy na drugim refie, to akurat kawałek ponad rozdarciem.
No więc jesteśmy na Guernsey. Na razie marina, ale postoimy tu 4-5 dni czekając na zmianę wiatru, więc ruszę na zwiedzanie (Brighton i Cherbourgu nie było czasu, więc teraz sobie powetuję). Stoimy przy pomoście-pontonie, bez prądu i bez przejścia na ląd. Wskazał nam to miejsce sympatyczny bosman. Podpłynął do nas pontonem widząc, że nie wiemy gdzie stanąć. Rozłożyliśmy (a może złożylismy?) dingi i Witkek ze mną na ląd załatwiać formalności. Oczywiście na wiosełkach, ale blisko. Gdy zaczeliśmy cumować przy wyjściu zawołali nas z powrotem: policja, sprawdzanie paszportów, dokumentów jachtu itd. Znów połynęliśmy, zapłaciliśmy, wróciliśmy. Jurek z Grzesiem śpią, Witek też się położył. Ja zjadłem kanpkę z liściem kapusty i ząbkiem czosnku, siadłem do komputera uporządkować zdjęcia no i napisać to co do teraz. A że prądu nie ma, bateria się kończy, to na razie. Aha: nie spytaliśmy o Wi-Fi!

2012-10-25  
No, już jesteśmy w Hiszpanii, w Ribeira. I jest już 25-ty.
Łódka płynie. Z G wyszliśmy dwa dni za wcześnie i pogoda zatrzymała nas na Kanale na 60 h. Sztorm 8 st. ok 10 h (stanął mi zegarek). Znów (po raz trzeci) w nocy zepsuł się ster. Tym razem nie na mojej wachcie. Ale mamy juz wprawę: 1,5 godziny i zrobiony. Tyle, że jak Grzesiek zejdzie na Kanarach (a zchodzi), to ja nie umiem naprawiać steru. I chyba nie chcę się uczyć. Wiatr zelżał, zrzucamy fok sztormowy, stawiamy genuę, gdy jest w górze wypina się róg halsowy. Na dół, wszystko na wietrze po-sztormowym, nie stajemy w łopot. Potem już poszliśmy 210 przez Biskaje, więc lajtowo. No więc pod pokłacdem mamy dwa duże żagle do naprawy. Okazuje się, że nie ma warunków do naprawy grota marszowego: nie ma takich igieł, materiał przesuwa się bo maszyna niestabilna jak i cała łódka. Więc po dwóch dniach przymiarek, poszedł do kabiny dziobowej, a rozpoczęto szycie grota-prześcieradełka. Ale ręcznie. Dwa dni to trwało. (...)
Wyrwało nam już trzy gniazda stujek relingów, na szczęście jest Grzesiek i spawarka - zrobione. Jeszcze tylko naprawić urwane mocowanie filtrów oleju i na razie będzie dobrze. Aha: tu nie ma żaglowni, więc grot marszowy jeszcze nie jest naprawiony ...

2012-10-26
Dziś zrobiliśmy wycięczkę do Santiago de Compostela, to miejsce będące sanktuarium chrześcijańskim z kultem Jakuba Apostoła. Piękne miejsce, choć dla nas - z uwagi na brak czasu - była to wycieczka turystyczna a nie duchowa pielgrzymka.
Za parę godzin ruszamy dalej, bo pogoda i wiatr sprzyjają. Idziemy do Lizbony.
Pozdrawiam - Maciek"
STOPY WODY !!!

Brak komentarzy: